poniedziałek, 9 grudnia 2013

Pierwsze obawy

Moja siostra choruje na SM od 2005 roku, wiec od tatego czasu wiedziałam, że teoretycznie ja tez moge zachorowac. Mialam tą swiadomosc, ale czułam sie dobrze, nic raczej nie budziło moich obaw. Czasem czułam sie zmeczona, czasem ciezko mi sie szlo, zdarzało sie, ze czulam uderzenie goraca na mysl, ze to moze byc TO.

Tak mniej więcej widziałam przy zapaleniu nerwu wzrokowego

To był początek września 2010 roku, ostatni miesiąc wakacji. Nie pamiętam dokładnie, kiedy zauważyłam, że jest coś nie tak z moim wzrokiem. Na początku wydawało mi się, że mam brudne okulary, ale nie udawało mi sie w żaden sposób zmyć tej plamy. W jednym oku dolna połowa obrazu stawała się niewyraźna. To była chyba sobota, miałam nadzieję, że to wszystko mi przejdzie, ale nie przechodziło, wręcz się nasilało. W poniedziałek już nie mogłam nic przeczytać tym okiem i powiedziałam o tym mamie. W zasadzie rozpłakałam się i jej o tym powiedziałam, bo miałam wszelkie podstawy, żeby przypuszczać, że to jednak nie jest problem z okularami...
Poszłyśmy od razu do osiedlowej przychodni, tam lekarka pierwszego kontaktu dała mi skierowanie do neurologa (dziwne, że nie do urologa, bo przec cały czas trwania wizyty płakałam i trudno mi było słowo wykrztusić). Poszłyśmy piętro wyżej do neurologa, oczywiście wolne terminy były na przyszły rok, ale moja mama jako matka lwica jakoś mnie wcisnęła do kolejki, więc lekarka mnie przyjęła. Obejrzała, pobadała, ale nic konkretnego nie powiedziała, dała mi skierowanie na rezonans. Teraz wiem, że powinna po prostu nas wysłać na ostry dyżur neurologiczny, ale w sumie dużo by to nie zmieniło. Zapisałam się na rezonans na koniec września.
Przypadek chciał, że następnego dnia miałam umówiona kilka miesięcy wcześniej wizytę u okulisty. Pamiętam, jakie miałam myśli, gdy jechałam do okulisty. Czekałam akurat na metro i myślałam sobie- no nie, jeśli jestem chora na SM, to chyba się rzuce pod to metro... albo wymyśle coś innego, na pewno nie będe tak żyć!
U okulistki powtórzyła się historia, więc od drzwi płakałam, że nic nie widzę. Jeśli dla kogoś brzmi to dziecinnie albo śmiesznie, to pewnie nigdy nie był w takiej sytuacji. Pani doktor zdecydowanie nie była zadowolona, że zamiast rutynowej kontroli trafił się jej taki płaczący i poważny przypadek, wpuszczała mi krople, rozszerzała źrenicę, patrzyła przez lampę szczelinową (czy jak się ten sprzęt zwie), jeszcze narzekała- jak to możliwe, że ja nie widzę, skoro w automatycznym badaniu wady wzroku wyszło mi wada 0.0? Nie znam się na zasadzie działania tego urządzenia, ale skoro ledwo co widziałam, to chyba soczewka nie ulegała akomodacji (bo do czego?) i dlatego niby wyszło mi, że nie mam wady wzroku. Po wyczerpaniu pomysłów okulistka stwierdziła, że to odklejenie siatkówki, skoro nic nie widzę i wysłała mnie na ostry dyżur okulistyczny.
Do szpitala jechałyśmy autobusem, było około godziny 18, więc na ulicach był korek, w końcu przesiadłyśmy się do taksówki. Tego dnia ostry dyżur okulistyczny w Warszawie był w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej na Przasnyskiej (Żoliborz). Szpital był duży i pusty, dostałyśmy numerek przy wejściu i poszłyśmy na oddział okulistyczny. Czekałyśmy jakąś godzinę na przyjęcie, przed nami było kilka czy kilkanascie osób. W końcu poproszono mnie do pokoju zabiegowego- mała sala, wyłożona kafelkami, był tam starszy siwy lekarz, chyba ordynator i młodsza lekarka, jeszcze kilka osób, pielęgniarki czy stażyści. Tym razem już bez płaczu pokazałam skierowanie i powiedziałam, o co chodzi. Lekarka zbadała mi oko, lekarz zajrzał, rzucili do siebie kilka uwag, że oni tu nie widzą żadnego odklejenia siatkówki "no ale skoro pani doktor specjalistka okulistyki postawiła taka diagnozę, to oni to na wszelki wypadek sprawdzą" ;) Zabrali mnie na USG całki ocznej, które nic nie stwierdziło, i w końcu ordynator zadał kluczowe pytanie- czy u pani w rodzinie ktoś choruje na SM? No tak. Lekarze poprosili neurologa na konsultację, przyszedł taki młody, śmieszny pan doktor, zbadał mnie neurologicznie i powiedział, że nie stwierdza żadnych deficytów neurologicznych, ale objawy i wywiad wskazują na zapalenie nerwu wzrokowego, potrzebna jest dalsza diagnostyka w kierunku SM, więc następnego dnia zostanę przyjęta do WIML na oddział neurologii. Pamiętam, że próbował mnie jakoś pocieszyć i mówił, że to wcale jeszcze nie oznacza, że jestem chora na tą chorobę. Obawy się potem potwierdziły, ale jestem mu wdzięczna za te słowa, bo akurat wtedy były mi potrzebne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz