piątek, 13 grudnia 2013

Diagnoza

Następnego dnia o 8 rano stawiłam się w WIMLu na izbie przyjęć, a raczej w pokoju przyjęć. Po uzupełnieniu papierologii wysłano mnie na oddział neurologiczny (nad drzwiami była nazwa Klinika Neurologii i czegoś jeszcze, neuropsychologii czy psychiatrii). Dostałam łóżko w dwuosobowej sali, gdzie już leżała jakaś młoda dziewczyna, chyba młodsza ode mnie. Była diagnozowana w związku z migrenami i miała dzwonek w telefonie z gumisiami, więcej o niej nie wiem, bo w tamtym okresie byłam mało kontaktowa. Pielęgniarka przyniosła mi całą kolekcję kserówek, zgód, ankiet, gdzie min. miałam wyrazić zgodę na badanie krwi w kierunku obecności wirusa HIV.
Pierwszego dnia w szpitalu dowiedzialam się jeszcze, że w szpitalu nie dają sztućców, więc musiałam jeść kartofle palcami. Był też jakiś kotlet, nie zjadłam kotleta, bo nie jem mięsa i zaraz pani pielęgniarka przybiegła z pytaniem, czemu nie zjadłam tego kotleta. Powiedziałam jej, że nie jem miesa, na to ona- No to trzeba było od razu powiedzieć! i potem dostawałam już posiłki bez mięsa. Super :)
Po południu pojechałam karetką (nie, nie na noszach, tylko na fotelu obok kierowcy) do Szpitala Bielańskiego na rezonans. Rezonans robi się dokładnie w budynku szpitala, ale w placówce Enel-Medu, która ma podpisaną umowę z NFZem. Trzeba wypełnić ankietę- czy metale, czy implanty, czy ciąża, czy chore serce, czy klaustrofobia itd, potem zdjąć stanik i wskakuje się na nosze, które wsuwają się do tunelu, czyli (angl.) gantry. Przedtem na głowę zakłada się jakby stelaż, który chyba ma za zadanie unieruchomić głowę, no i słuchawki dla ochrony przed HAŁASEM. Odgłosy walenia i stukania jak w hucie, raz regularne, raz nieregularne. Poniżej macie małą próbkę, wstęp do piosenki zawiera dźwięki z MRI.


Badanie trwa około 20 minut, można oddychać, mrugać, przełykać ślinę, nie wolno się ruszać i nie wiem, co by było, gdyby komuś chciało się kichać ;) Na początku to jest dość klaustrofobiczne przeżycie, ale zawsze sobie powtarzam, że tunel, który widzę 20cm przed moją twarzą, kończy się już na wysokości mojego pasa, więc nie jestem zamknięta "jak w trumnie". Można też skierować oczy w dół i zobaczyć światło "z zewnątrz", to też pomagało mi wytrzymać.
W połowie badania MRI z kontrastem nosze się wysuwają i pielęgniarka podaje dożylnie kontrast z gadolinem, który kontrastuje podczas badania rezonansu. Nie jest to kontrast jodowy, jak przy angiografii czy badaniu rentgenowskim, więc nie ma nieprzyjemnego uczucia duszenia i metalicznego posmaku w ustach, w sumie nic nie czuć, oprócz wenflonu w żyle.
Po badaniu wróciłam do szpitala, potem miałam jeszcze badanie rtg klatki piersiowej (chyba robią to każdemu standardowo) i badanie serca. Dziewczyna z migreną akurat tego dnia wychodziła, więc zostałam sama, oglądałam w TV film "A jutro pójdziemy do kina" z Wesołowskim. Aaa, zapomniałąm napisać, że oczywiście od 1. dnia pobytu w szpitalu dostawałam kroplówki z Solu- Medrolem (metyloprednizolon).

Następnego dnia pojawiła się moja pani dr prowadząca i powiedziała mi, że na MRI "są pewne zmiany", w związku z tym musza mi pobrać płyn mózgowo- rdzeniowy do badań, żeby sprawdzić, czy jest synteza przeciwciał, zbadać w kierunku boreliozy i tocznia. Nawet się tym jakoś bardzo nie przyjęłam, chyba byłam wtedy w tak głębokim stanie pogodzenia ze wszystkim i takim zobojętnieniu. Trudno to opisać, ale jak już mówiłam wcześniej, to na początku chciałam się rzucić pod metro i cały czas płakałam, a potem się uspokoiłam, wręcz poczułam ulgę, kiedy już trafiłam do szpitala.
Poszłam do sali zabiegowej, tam pielęgniarka podała mi coś do wenflonu, jak mówiła- może się pani po tym poczuć senna, ale nie musi. Może to był diazepam, nie wiem, nie spytałam się. Musiałam położyć się na boku i podciągnąć kolana do klatki piersiowej. Jestem szczupła, więc lekarka powiedziała do pielęgniarki- oo, jak dobrze wszystko widać( chodziło o skrzydła kości biodrowych i wyrostki kręgowe, bo na podstawie położenia skrzydeł kości biodrowych określa się miejsce wkłucia). Samo pobranie płynu odczuwa się jako bardzo mocne ukłucie, jakby ktoś wbił grubą igłę w skórę. Nie było to przyjemne, ale na pewno nie czułam, jakby mnie prąd kopał, ani jakiegoś straszliwego bólu. Lekarka powiedziała do pielęgniarki- o, za pierwszym razem trafiłam- dobrze wiedzieć, że mogłaby mnie kłuć i kłuć. No nie narzekam, ogólnie była miła i miała jakieś doświadczenie :)
Po pobraniu przewieziono mnie na leżance na salę, miałam leżeć na brzuchu, to leżałam, a kroplówka sobie kapała...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz