środa, 26 marca 2014

Moje przeżycia szpitalne- ciąg dalszy

Miałam jakieś 13 lat, wyszłam ze szpitala okulistycznego i wydawało mi się, że wszystko jest już dobrze, ale... Niestety nie zawsze dobrze jest mieć lekarza w rodzinie. Otóż mam ciocię, która jest lekarzem i pracowała w szpitalu. Nie wiem do końca, czyj to był pomysł, ale ktoś stwierdził, że to dość niepokojące- dwie choroby w krótkim odstępie czasu, obie o niewyjaśnionej w sumie przyczynie, jeszcze przez jakiś czas utrzymywało mi się wysokie OB, więc moze trzeba to dokładniej zdiagnozować...
Moja ciocia pracowała na oddziale neurologii, ale znała wszystkich w szpitalu i stwierdziła, że położą mnie na oddział reumatologii szpitala w... Płocku, bo tam akurat pracowała. Czemu reumatologia? Bo chcieli mnie diagnozować w kierunku sarkoidozy. Może i coś było na rzeczy, na pewno bez dokładniejszych badań nie dałoby się tego wykluczyć, ale żaden lekarz wcześniej, czy na oddziale dermatologicznym, czy okulistycznym, nic takiego nie sugerował... W każdym razie zostałam poinformowana, że znów idę do szpitala i wyrok został wykonany.
Musiałam wstać skoro świt i rodzice zawieźli samochodem płaczącą kupkę nieszczęścia do szpitala w Płocku, gdzie trafiłam na salę z jakimiś 6 czy 7 starymi babami (bo kogo innego się spodziewać na oddziale reumatologicznym). Po prostu dramatu akt kolejny, rodzice sobie pojechali, ja zostałam w szpitalu sama, nawet nie miałam się do kogo odezwać, no bo raczej ze starymi babami nie miałam wspólnych tematów, nie rozumiałam wcale, po co mi to robią, nie widziałam w tym żadnego sensu.
Byłam w tym szpitalu kilka dni, nie miałam nic kompletnie do roboty, jakoś załatwiono mi chodzenie na gimnastykę w tym szpitalu, żebym miała choć namiastkę jakiegoś zajęcia. Oddział był brzydki, w toalecie stały garnki z dobową zbiórką moczu, było mi źle i chciałam do domu. Badania nic nie wykazały czy nie dały jednoznacznych wyników, bo wcześniej brałam za dużo sterydów, więc tak naprawdę wszystko to było o kant dupy potłuc, tylko się napłakałam i namęczyłam w imię "swojego dobra". Jako dorosła osoba jakoś bym to pojęła, wtedy niekoniecznie. Tak czy siak nie mam sarkoidozy, bo jakoś nie mam od tamtej pory objawów, za to mam SM.