piątek, 4 września 2015

Pięć lat

Mija pięć lat od diagnozy... jestem już naprawdę zmęczona, nie mam wsparcia od bliskich. Jedyne wsparcie, na które mogę liczyć, pojawia się, gdy czuję się naprawdę źle, trzeba mnie zawieźć do szpitala czy coś podobnego. W normalny dzień, w normalnym życiu nic. Nawet nie zdają sobie sprawy, jak samotna się czuję. Mama tylko wzbudza we mnie poczucie winy- powinnaś zrobić to, powinnaś zrobić tamto, powinnaś chodzić na rehabilitację, na basen... A jak mówię, że nie mam z kim albo że nie mam siły, to odpowiada- to co? ja mam za ciebie iść?
Nie wiem, po co walczyć o siebie, skoro to nie prowadzi do niczego, nie ma żadnego sensu, który by sprawiał, że jest po co się starać.

4 komentarze:

  1. Witaj. Długo myślałam co napisać, żeby choć troszkę podnieść Cię na duchu. Nie choruję na SM, więc nie mogę powiedzieć, że choć w małym stopniu rozumiem co przeżywasz. Z osobami chorującymi na SM spotkałam się na moich pierwszych praktykach zawodowych, studiuję pielęgniarstwo, od tego czasu minęło już prawie trzy lata, a ja wciąż doskonale pamiętam ich nie samowite podejście do życia i poczucie humoru i chęć działania, a nie bycia biernym wobec choroby. Choć nie wiem jak się teraz mają to często o nich myślę. Ty też działasz, myślę, że nawet nie wiesz ile dobrego robisz dla innych pisząc tu o swoich odczuciach i emocjach, o swoim podejściu do SM. To nieoceniona pomoc dla osób zmagających się z SM. Dla mnie to także olbrzymia pomoc, na przykład dzięki temu co napisałaś jeszcze lepiej rozumiem jak ważne jest branie pod uwagę emocji pacjentów, że nie zawsze muszą być super mili i grzecznie spełniać wszystkie zalecenia, bo zwyczajnie w danym momencie jest to ponad ich siły. Czasami wszyscy zapominamy, że jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo nie mieć siły czy motywacji albo po prostu mieć wszystko gdzieś. Już pięć lat dzielnie dajesz sobie radę, wierzę i mocno trzymam za Ciebie kciuki, że będzie tak dalej. Za twoją siostrę też trzymam kciuki. Obie dacie radę, przetrwać każdą trudną chwilę, przecież tyle już przeszłyście, tyle smutku i niepewności już za wami.
    Mam nadzieję, że niczym co tu napisałam Cię nie uraziłam ani nie sprawiłam, że poczułaś się smutno, to nie było moi celem.
    Pozdrawiam Cię serdecznie,
    Beata

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję Ci za ten post, wzruszyłam się i przypomniałam sobie, że złe chwile to tylko chwile, zawsze potem wychodzi słońce :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej Przeczytałem całego bloga od deski do deski natrafiłem na niego w sumie przypadkiem, zmagam sie z tym samym problemem co Ty i tez podobnie podchodzę nie mówie prawie nikomu o tym i nawet czasowo podobnie to sie u mnie zaczeło,i do lekarza jedze tez do WWA choc nie jestem z stolicy :) zyje aktywnie biegam siłownia staram do siebie nie dopuszczac wizji ze bedzie zle mysle ze psychika ma wielka role przy tej chorobie, pare razy sie wzruszyłem czytajac to a duzy chłopiec ze mnie :P Przykro mi ze nie masz wsparcia, wydajesz sie naprawde super osoba i piekna kobieta :) chciałem do Ciebie napisac priva pogadac zawsze ktos kto ma taki sam problem lepiej zrozumie osobe z tym problemem :) Troche nie składnie to napisałem no ale starałem sie wylac emocje tak poprostu bez edytowania , Pozdrawiam Cie serdecznie naprawde swietny blog super oddajesz emocje tymbardziej ze potrafie sie postawic w Twojej sytuacji, jesli mozesz jakos tu napisac do mnie i masz ochote pogadac do ja bardzo chetnie pogadam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Paweł, dziękuję Ci za miłe słowa, zawsze jest przyjemnie coś takiego usłyszeć (przeczytać) :) Jeśli chciałbyś do mnie napisać, podaję maila: vetjaskra(at)gmail.com

    OdpowiedzUsuń